Wpisy archiwalne w kategorii
Przyczepka Extrawheel
Dystans całkowity: | 1888.84 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 106:48 |
Średnia prędkość: | 17.69 km/h |
Maksymalna prędkość: | 35.88 km/h |
Liczba aktywności: | 27 |
Średnio na aktywność: | 69.96 km i 3h 57m |
Więcej statystyk |
Jabłonna - z Extrawheelem do Piotra
Sobota, 27 lipca 2013 Kategoria Przyczepka Extrawheel, Sprawunki, Znajomi
Km: | 5.14 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:18 | km/h: | 17.13 |
Pr. maks.: | 25.88 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Kross - treking żony | Aktywność: Jazda na rowerze |
Na zakupy w Legionowie z Extrawheelem
Niedziela, 17 czerwca 2012 Kategoria Przyczepka Extrawheel, Na poziomie, Schwalbe Big Apple III (20x2,15), SPD, Sprawunki
Km: | 10.39 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:38 | km/h: | 16.41 |
Pr. maks.: | 35.88 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Poziom | Aktywność: Jazda na rowerze |
Zakupy w Jabłonnie
Sobota, 7 listopada 2009 Kategoria Z żoną, Sprawunki, SPD, Schwalbe Big Apple I (20x2,35), Na poziomie, Przyczepka Extrawheel
Km: | 4.84 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:18 | km/h: | 16.13 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Poziom | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzień zakupohol(own)ika
Poniedziałek, 13 lipca 2009 Kategoria Przyczepka Extrawheel, Na poziomie, Schwalbe Big Apple I (20x2,35), SPD, Sprawunki
Km: | 4.56 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:17 | km/h: | 16.09 |
Pr. maks.: | 29.80 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Poziom | Aktywność: Jazda na rowerze |
Na zakupy do Jabłonny
Piątek, 17 kwietnia 2009 Kategoria Przyczepka Extrawheel, Na poziomie, SPD, Sprawunki
Km: | 9.69 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:33 | km/h: | 17.62 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Poziom | Aktywność: Jazda na rowerze |
a że zapomniałem kasy, to spod marketu wróciłlem po nią do domu
Plan był taki: wrócić do
Niedziela, 17 sierpnia 2008 Kategoria Wyprawa, Z żoną, Przyczepka Extrawheel
Km: | 44.50 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:48 | km/h: | 15.89 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Townsend Kalahari | Aktywność: Jazda na rowerze |
Plan był taki: wrócić do Legionowa podobną trasą i odwiedzić po drodze naszych wspaniałych gospodarzy. Wyszło jednak inaczej, ponieważ Kasia się pochorowała i dopiero co skończyła brać antybiotyk, wobec czego większość trasy przejechana była pociągiem.
I tak: z Czarnej Sędziszowskiej przejechaliśmy rowerami do Sędziszowa Małopolskiego (ok.8,5 km), skąd pociągiem - do Krakowa. Mogliśmy jechać od razu do Warszawy, ale Mąż bardzo chciał zobaczyć miasto, bo dotychczas był tam wiele razy, lecz tylko przejazdem. Pojeździliśmy więc po Krakowie - powoli, żeby zwiedzić to i owo - łącznie ok. 13 km. Później wcisnęliśmy się jakoś do pociągu, który - jak się okazało - jechał na Hel. I z Warszawy Centralnej do Legionowa rowerami.
I tak: z Czarnej Sędziszowskiej przejechaliśmy rowerami do Sędziszowa Małopolskiego (ok.8,5 km), skąd pociągiem - do Krakowa. Mogliśmy jechać od razu do Warszawy, ale Mąż bardzo chciał zobaczyć miasto, bo dotychczas był tam wiele razy, lecz tylko przejazdem. Pojeździliśmy więc po Krakowie - powoli, żeby zwiedzić to i owo - łącznie ok. 13 km. Później wcisnęliśmy się jakoś do pociągu, który - jak się okazało - jechał na Hel. I z Warszawy Centralnej do Legionowa rowerami.
<b>IV dzień wyprawy na rekolekcje
Piątek, 1 sierpnia 2008 Kategoria Wyprawa, Z żoną, Przyczepka Extrawheel
Km: | 76.07 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:03 | km/h: | 18.78 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Townsend Kalahari | Aktywność: Jazda na rowerze |
IV dzień wyprawy na rekolekcje do Czarnej Sędziszowskiej koło Rzeszowa
Andruszkowice - Sandomierz - Stale - Nowa Dęba - Kolbuszowa - Czarna Sędziszowska
Zupełnie spokojnie przejechaliśmy do Nowej Dęby, gdzie wylądowaliśmy na drodze krajowej do Rzeszowa. I natrafiliśmy na ruch wahadłowy. Niestety pan, który powinien zadbać o bezpieczeństwo, poszedł sobie w krzaki, puściwszy na nas tiry. Potem stwierdził, że skoro to dla nas problem, to możemy jechać szybciej... Kawałek dalej zatrzymaliśmy się i oczekiwaliśmy na Policję, aby przypomniała panu, na czym polega jego zadanie. Podczas oczekiwania zajadaliśmy się dorodnymi, słodziutkimi jeżynami :)
Droga ogólnie była przyjemna, trzeba jednak było pokonać kilka górek.
I dotarliśmy do Czarnej Sędziszowskiej, gdzie pozostaliśmy na następne 15 i pół dnia.
Andruszkowice - Sandomierz - Stale - Nowa Dęba - Kolbuszowa - Czarna Sędziszowska
Zupełnie spokojnie przejechaliśmy do Nowej Dęby, gdzie wylądowaliśmy na drodze krajowej do Rzeszowa. I natrafiliśmy na ruch wahadłowy. Niestety pan, który powinien zadbać o bezpieczeństwo, poszedł sobie w krzaki, puściwszy na nas tiry. Potem stwierdził, że skoro to dla nas problem, to możemy jechać szybciej... Kawałek dalej zatrzymaliśmy się i oczekiwaliśmy na Policję, aby przypomniała panu, na czym polega jego zadanie. Podczas oczekiwania zajadaliśmy się dorodnymi, słodziutkimi jeżynami :)
Droga ogólnie była przyjemna, trzeba jednak było pokonać kilka górek.
I dotarliśmy do Czarnej Sędziszowskiej, gdzie pozostaliśmy na następne 15 i pół dnia.
<b> III dzień wyprawy
Wtorek, 29 lipca 2008 Kategoria Wyprawa, Z żoną, Przyczepka Extrawheel
Km: | 98.45 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:09 | km/h: | 19.12 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Townsend Kalahari | Aktywność: Jazda na rowerze |
III dzień wyprawy na rekolekcje w Czarnej Sędziszowskiej koło Rzeszowa
Głusko - Annopol - Pniów - Czekaj - Radomyśl - Wrzawy - Gorzyce - Sandomierz - Andruszkowice
Oficjalna pobudka była o 7:30, ale Kasia zobaczyła zegarek już o 6:52, bo okazało się, że nasz namiot zamienił się w piekarnik. Mimo to nie ruszyliśmy rano, tylko przed południem. Dokładnie: 40 minut przed południem ;P
Wcześniej jedliśmy i rozmawialiśmy z rodziną, która nas gościła.
Droga rozpoczęła się od górek i dołków, które Kasia pokonywała z prędkością od 9 do 39,2 km/h.
W Opolu Lubelskim kupiliśmy zieloną miskę, która przejęła funkcję po czerwonej.
Planowaliśmy jechać przez Annopol wschodnią stroną Sanu i przepłynąć promem z Pniowa do Zawichostu. Okazało się, że z powodu wysokiego poziomu rzeki prom jest nieczynny. Mieliśmy wybór: zawracać do Annopolu i jechać przez most albo jechać dalej tą samą drogą i gdzieś się przeprawić przez San. Stwierdziliśmy, że nie chcemy wracać i że nawet krócej będzie, jeśli przejedziemy przez Wrzawy na Gorzyce. Przeoczyliśmy tylko jeden szczegół: do Wrzaw można się przedostać za pomocą... promu. Dojechaliśmy do miejscowości, która na mapie poprzedzała Wrzawy, i zobaczyliśmy tabliczkę z informacją: "Prom nieczynny. Przewóz łódką". To nie tak źle :) Uznaliśmy za stosowne sprawdzić, jakiej wielkości jest łódka. Jeżeli by pomieściła 2 osoby i 1 rower bez przyczepki albo samą przyczepkę, to już by wystarczyło. Dojechaliśmy do miejscowości Czekaj, gdzie miał (nie) kursować prom. Zobaczyliśmy stojący prom (promik) oraz łódkę, w której rozmawiało troje nastolatków. Łódka była na tyle duża, że przewiozłaby wszystkich czworo rowerzystów wraz z bagażami (spotkaliśmy po drodze turystów z Lublina, okazało się, że zamierzają odwiedzić część punktów z naszej wyprawy, tylko w trochę innej kolejności). Dowiedzieliśmy się, że łódka nie kursuje, bo woda opadła, nie kursowała z resztą do Wrzaw, tylko na drugą stronę miejscowości Czekaj...
Pojechaliśmy więc drogą wzdłuż wału aż do Radomyśla. Po drodze skąpaliśmy rowery prawie po ośki. W Radomyślu przejechaliśmy przez most i w Skowierzynie spytaliśmy o dalszą drogę. Dogonił nas anglojęzyczny rowerzysta, z którym się mijaliśmy dziś kilka razy na trasie. Odkryliśmy, że też jedzie do Sandomierza, liczyliśmy na to, że trochę nam potowarzyszy, ale ruszył dalej, póki jeszcze słuchaliśmy wyjaśnień niezupełnie trzeźwego pana, którędy najlepiej jechać (pokazał ręką ruch, przypominający slalom narciarski). Pojechaliśmy na Gorzyce przez Wrzawy, żeby ominąć czarny punkt, widniejący na krótszej trasie. Dotarliśmy do Sandomierza, skąd już szybko do mojej rodziny w Andruszkowicach. Bardzo miłe powitanie :)
Głusko - Annopol - Pniów - Czekaj - Radomyśl - Wrzawy - Gorzyce - Sandomierz - Andruszkowice
Oficjalna pobudka była o 7:30, ale Kasia zobaczyła zegarek już o 6:52, bo okazało się, że nasz namiot zamienił się w piekarnik. Mimo to nie ruszyliśmy rano, tylko przed południem. Dokładnie: 40 minut przed południem ;P
Wcześniej jedliśmy i rozmawialiśmy z rodziną, która nas gościła.
Droga rozpoczęła się od górek i dołków, które Kasia pokonywała z prędkością od 9 do 39,2 km/h.
W Opolu Lubelskim kupiliśmy zieloną miskę, która przejęła funkcję po czerwonej.
Planowaliśmy jechać przez Annopol wschodnią stroną Sanu i przepłynąć promem z Pniowa do Zawichostu. Okazało się, że z powodu wysokiego poziomu rzeki prom jest nieczynny. Mieliśmy wybór: zawracać do Annopolu i jechać przez most albo jechać dalej tą samą drogą i gdzieś się przeprawić przez San. Stwierdziliśmy, że nie chcemy wracać i że nawet krócej będzie, jeśli przejedziemy przez Wrzawy na Gorzyce. Przeoczyliśmy tylko jeden szczegół: do Wrzaw można się przedostać za pomocą... promu. Dojechaliśmy do miejscowości, która na mapie poprzedzała Wrzawy, i zobaczyliśmy tabliczkę z informacją: "Prom nieczynny. Przewóz łódką". To nie tak źle :) Uznaliśmy za stosowne sprawdzić, jakiej wielkości jest łódka. Jeżeli by pomieściła 2 osoby i 1 rower bez przyczepki albo samą przyczepkę, to już by wystarczyło. Dojechaliśmy do miejscowości Czekaj, gdzie miał (nie) kursować prom. Zobaczyliśmy stojący prom (promik) oraz łódkę, w której rozmawiało troje nastolatków. Łódka była na tyle duża, że przewiozłaby wszystkich czworo rowerzystów wraz z bagażami (spotkaliśmy po drodze turystów z Lublina, okazało się, że zamierzają odwiedzić część punktów z naszej wyprawy, tylko w trochę innej kolejności). Dowiedzieliśmy się, że łódka nie kursuje, bo woda opadła, nie kursowała z resztą do Wrzaw, tylko na drugą stronę miejscowości Czekaj...
Pojechaliśmy więc drogą wzdłuż wału aż do Radomyśla. Po drodze skąpaliśmy rowery prawie po ośki. W Radomyślu przejechaliśmy przez most i w Skowierzynie spytaliśmy o dalszą drogę. Dogonił nas anglojęzyczny rowerzysta, z którym się mijaliśmy dziś kilka razy na trasie. Odkryliśmy, że też jedzie do Sandomierza, liczyliśmy na to, że trochę nam potowarzyszy, ale ruszył dalej, póki jeszcze słuchaliśmy wyjaśnień niezupełnie trzeźwego pana, którędy najlepiej jechać (pokazał ręką ruch, przypominający slalom narciarski). Pojechaliśmy na Gorzyce przez Wrzawy, żeby ominąć czarny punkt, widniejący na krótszej trasie. Dotarliśmy do Sandomierza, skąd już szybko do mojej rodziny w Andruszkowicach. Bardzo miłe powitanie :)
<b>II dzień wyprawy na rekolekcje
Poniedziałek, 28 lipca 2008 Kategoria Wyprawa, Z żoną, Przyczepka Extrawheel
Km: | 115.29 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:44 | km/h: | 20.11 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Townsend Kalahari | Aktywność: Jazda na rowerze |
II dzień wyprawy na rekolekcje w Czarnej Sędziszowskiej koło Rzeszowa
Sobienie-Jeziory - Dęblin - Puławy - Kazimierz Dolny - Głusko
Obudziliśmy się o 7:30, ale wyruszyliśmy dopiero o 10:37. Przynajmniej przed południem ;)
Na jednym z postojów moja żona Kasia w bardzo głupi sposób zepsuła kask: powiesiła go na kierownicy od zawietrznej - rower, wydłużony o przyczepkę i ustawiony prostopadle do wiatru, przewrócił się, a kierownica przygwoździła kask...
A w Lidlu w Dęblinie nie było plastikowych misek. :(
Wydłużyliśmy sobie trochę trasę, żeby przejechać przez Kazimierz Dolny. Wzdłuż Wisły roztaczały się piękne pejzaże. Wyjeżdżając z niego pokonaliśmy cztery trudne podjazdy. Kasi prędkość spadała do 8 km/h, więc czekałem na Nią na górze. Już wiemy, dlaczego Kazimierz nazywa się Dolny ;)
Dzisiejsze motto: "Nie hamuję, ale jadę"
Nocleg w Głusku pod Opolem Lubelskim, u bardzo sympatycznej rodziny.
Sobienie-Jeziory - Dęblin - Puławy - Kazimierz Dolny - Głusko
Obudziliśmy się o 7:30, ale wyruszyliśmy dopiero o 10:37. Przynajmniej przed południem ;)
Na jednym z postojów moja żona Kasia w bardzo głupi sposób zepsuła kask: powiesiła go na kierownicy od zawietrznej - rower, wydłużony o przyczepkę i ustawiony prostopadle do wiatru, przewrócił się, a kierownica przygwoździła kask...
A w Lidlu w Dęblinie nie było plastikowych misek. :(
Wydłużyliśmy sobie trochę trasę, żeby przejechać przez Kazimierz Dolny. Wzdłuż Wisły roztaczały się piękne pejzaże. Wyjeżdżając z niego pokonaliśmy cztery trudne podjazdy. Kasi prędkość spadała do 8 km/h, więc czekałem na Nią na górze. Już wiemy, dlaczego Kazimierz nazywa się Dolny ;)
Dzisiejsze motto: "Nie hamuję, ale jadę"
Nocleg w Głusku pod Opolem Lubelskim, u bardzo sympatycznej rodziny.
<b>I dzień wyprawy na rekolekcje
Niedziela, 27 lipca 2008 Kategoria Wyprawa, Z żoną, Przyczepka Extrawheel
Km: | 64.14 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:28 | km/h: | 18.50 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Townsend Kalahari | Aktywność: Jazda na rowerze |
I dzień wyprawy na rekolekcje do Czarnej Sędziszowskiej koło Rzeszowa
Legionowo - Warszawa (Wybrzeże Szczecińskie i Wał Miedzeszyński) - Sobienie-Jeziory
Dziś powolutku. Rozgrzewaliśmy się i przyzwyczajaliśmy się na nowo do wypchanych po brzegi ExtraWheeli.
W planie mieliśmy, by pójść na Mszę o 7:30 i zaraz potem ruszyć - i przejechać ponad 100 km. Planu nie zrealizowaliśmy ;) Pakowaliśmy się aż do 4 rano, wobec czego na Mszę poszliśmy na 11:30 i nie ruszyliśmy zaraz po niej, lecz o 15:30. Jechaliśmy w skwarze (ponad 30 stopni Celsjusza), a żeby rozbić namiot i ogarnąć się przed zmrokiem, przejechaliśmy mniej niż 65 km.
Legionowo - Warszawa (Wybrzeże Szczecińskie i Wał Miedzeszyński) - Sobienie-Jeziory
Dziś powolutku. Rozgrzewaliśmy się i przyzwyczajaliśmy się na nowo do wypchanych po brzegi ExtraWheeli.
W planie mieliśmy, by pójść na Mszę o 7:30 i zaraz potem ruszyć - i przejechać ponad 100 km. Planu nie zrealizowaliśmy ;) Pakowaliśmy się aż do 4 rano, wobec czego na Mszę poszliśmy na 11:30 i nie ruszyliśmy zaraz po niej, lecz o 15:30. Jechaliśmy w skwarze (ponad 30 stopni Celsjusza), a żeby rozbić namiot i ogarnąć się przed zmrokiem, przejechaliśmy mniej niż 65 km.